starego urzędnika, odpowiedział na jego pytania uprzejmie i uwiadomił go, że kapitan, powróciwszy dobrze po północy, śpi jeszcze — co jest naturalnem, gdyż była zaledwie szósta.
Tapin miał już to, czego żądał; poszedł natychmiast do Palais-Royal, spotkał się tam z panem Dubois, wychodzącym od Regenta i rozpromienionym myślą o kardynalskim kapeluszu. Ten tylko dobry humor był przyczyną, że nie porozpędzał całej brygady swych szpiegów, którzy zwieźli do Fortl’Eveque kilku fałszywych kapitanów La Jonquiére i ludzi, których nazwiska brzmiały mniej lub więcej podobnie. Było już dziesięciu aresztowanych, co stało się powodem, że Dubois, pomimo dobrego humoru, klął i łajał dla zwyczaju — lecz kiedy usłyszał raport pana Tapin, potarł sobie nos z całej siły, co stanowiło dobry znak.
— Więc wyszukałeś prawdziwego kapitana La Jonquiére? — zapytał.
— Najniezawodniej prawdziwego.
— I nazywa się on doprawdy La Jonquiére?
— Bez żadnej wątpliwości.
— A cóż robi?
— Czeka na coś, nudzi się i pije.
— A czy płaci? — zagadnął Dubois, przywiązując widocznie wagę do tego pytania.
— Płaci, Wasza Dostojność.
— Bardzo dobrze, Tapin. Popisałeś się.
Dubois polecił wypłacić panu Tapin dziesięć dukatów, wydał mu nowe rozkazy, kazał
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/157
Ta strona została przepisana.