się ubrać co prędzej i poszedł pieszo na ulicę Bourdonnais. Kilku tajnych ajentów, przebranych w mundury gwardzistów, szło przed nim i za nim, pojedynczo dla niepoznaki.
Oberża pod godłem Muid-d’Amour była napół zajazdem, napół szynkownią: goście jedli, pili i nocowali. Pokoje mieszkalne były na górze, sale szynkowniane na dole. W najobszerniejszej sali siedział otyły człowiek, z czerwoną twarzą, i łajał dziewczynkę czternastoletnią, bladą i wątłą. Był to właściciel zajazdu i jego jedyna córka, mająca w przyszłości odziedziczyć handel i oberżę, i wprawiająca się w gospodarstwo, pod kierunkiem ojca.
W sali było jeszcze pusto, lecz jednocześnie z uderzeniem godziny pierwszej wszedł żołnierz gwardyi i zatrzymawszy się na progu mruknął:
— Ulica Bourdonnais, zajazd Muid-d’Amour, w głównej sali stół na lewo: usiąść i czekać.
I pogwizdując wojskową piosneczkę, zacny stróż bezpieczeństwa publicznego zasiadł na wskazanem miejscu. Za chwilę wszedł drugi żołnierz w takim samym mundurze, tak samo przystanął na progu, wyszeptał parę słów i po chwilowem zawahaniu się, zasiadł obok pierwszego. Obaj żołnierze przypatrywali się sobie i zawołali jednocześnie:
— A! a!
— To ty, Chwytam! — wykrzyknął jeden.
— To ty, Porywam! — dodał drugi.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/158
Ta strona została przepisana.