nie wyśmiewano więcej, niż z waszych politycznych biesiad, mościa ksieni.
— Czy chcecie pójść, panowie? — mówiła dalej — ja na kilka chwil położę się w trumnę: jest to fantazya, która mi oddawna chodzi po głowie.
— Ej! macie na to jeszcze dosyć czasu, mościa ksieni — rzekł regent — wreszcie nie wy tę wymyśliliście rozrywkę: Karol piąty, który zmniszył się tak samo jak wy, nie wiedzieć dlaczego, pomyślał o tem przed wami.
— Więc panowie nie chcecie mi towarzyszyć? — rzekła ksieni, zwracając się do ojca.
— Ja! — odparł książę, nie mający najmniejszej sympatyi do rzeczy ponurych — jabym miał oglądać śmiertelne pieczary, wysłuchiwać de profundis!... Dajcież mi święty pokój!
Ksieni skłoniła się i zrobiła kilka kroków ku drzwiom. Książę i minister patrzyli na siebie, nie wiedząc: śmiać się, czy płakać.
— Jeszcze słowo — odezwał się książę do córki — powiedz mi, czyś się na ten raz stanowczo zdecydowała, czy to tylko taka cię ogarnęła gorączka? Jeżeli to twoje mocne postanowienie, nic nie mam do powiedzenia, ale jeżeli to choroba, chcę, abyś się poddała kuracyi. Mam ja Chiraca i Mureau, aby leczyli mnie i moich.
— Wasza książęca mość zapomina, iż ja znam tyle sztukę lekarską, że i sama leczyćbym
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/16
Ta strona została przepisana.