— Ale odeszli, nie zapłaciwszy! — wrzasnął gospodarz.
— Bynajmniej. Zostawili pieniądze na stole. Dwanaście susów.
— Do dyabła! — skrzywił się gospodarz. — Syrzedaję wino Orleańskie po osiem susów butelka.
— Uważali widocznie — odrzekł Dubois — że jako wojskowym, należy im się rabat.
— Zresztą — dodał gospodarz — na tego rodzaju straty trzeba być przygotowanym w naszem rzemiośle.
— Ale z kapitanem La Jonquiére nie potrzebujesz pan obawiać się podobnych niespodzianek, nieprawadź? — zapytał Dubois.
— O nie! to jest istna perła! Płaci gotówką i nie targuje się.
— Cieszy mnie to, że się dowiaduję o punktualności kapitana w płaceniu — powiedział Dubois.
— Czy pan przyszedł do niego po pieniądze? — zagadnął gospodarz. — Mówił mi właśnie, że ktoś tu ma przyjść do niego po sto pistolów.
— Przeciwnie — objaśnił Dubois. — Ja mu przyniosłem pięćdziesiąt dukatów.
— Pięćdziesiąt dukatów! tam do licha! — zawołał gospodarz. — Ładny pieniądz! Musiałem się przesłyszeć; może, zamiast płacić, miał dostać pieniądze. Czy pan przypadkiem nie nazywa się Gaston de Chanlay?
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/164
Ta strona została przepisana.