— Pan kapitan La Jonquiére — powiedział — gotów jest przyjąć pana de Chanlay.
Gaston wszedł do pokoju, urządzonego na sposób wojskowy; w pokoju był ten, którego gospodarz nazwał kapitanem La Jonquiére. Nie będąc nawet biegłym znawcą fizyognomii, Gaston spostrzegł, że ten człowiek ma minę marną. Małego wzrostu, chudy, z nosem pokrytym czerwonemi wyrzutami, w mundurze wytartym, niezgrabnym, a mimo to wyraźnie cisnącym go i niewygodnym, ze szpadą niewiele mniejszą od siebie: takim przedstawił się Gastonowi ten kapitan, dla którego margrabia de Pontcalec i inni spiskowi zalecali mu jak największe względy.
— Ten człowiek jest brzydki i ma minę zakrystyana — pomyślał Gaston, poczem głośno zapytał:
— Czy mam zaszczyt mówić z kapitanem La Jonquiére?
— Z nim samym — odrzekł Dubis, przebrany za kapitana, a skłoniwszy się, dodał: — Wszak to pan Gaston de Chanlay, jeśli się nie mylę?
— Tak jest, panie — powiedział Gaston.
— Masz pan potrzebne dowody? — zapytał mniemany kapitan.
— Oto połowa cekina.
— A tu jest druga.
Złożono dwie połowy: pasowały do siebie zupełnie.
— A teraz — przemówił Gaston — złóżmy papiery.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/169
Ta strona została przepisana.