— Przedewszystkiem nie należy nam mieszkać w jednym hotelu.
— Do dyabła; — odparł Gaston, przypomniawszy sobie, że ten adres dał Helenie. — To mi nie na rękę; mam powody skłaniające mnie do pozostania tutaj.
— Mniejsza o to, kawalerze; w takim razie ja się przeprowadzę. Weź pan jeden z moich pokoi, albo ten albo na górze.
— Wolałbym ten.
— Masz słuszność: na dole okno wychodzi na ulicę, ukryte drzwiczki na drugą. Widzę, że jesteś sprytny i że można będzie coś z ciebie zrobić.
— Wracajmy do rzeczy, kapitanie.
— Słusznie. Co to ja mówiłem?
— Mówiłeś, że może ci co przeszkodzi do zabrania mnie.
— Tak, ale w razie, gdybym sam nie przyszedł, uważaj pan dobrze i nie idź z tym, kto przyjdzie, dopóki nie sprawdzisz, że to napewno mój posłaniec.
— Powiedz mi więc, kapitanie, po czem mam go poznać?
— Powinien mieć list odemnie.
— Nie znam pańskiego pisma.
— Prawda, dam panu próbkę.
Dubois usiadł przy stole i napisał parę wierszy.
„Udaj się z całem zaufaniem tam, gdzie cię zaprowadzi oddawca tego listu,