Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/192

Ta strona została przepisana.

szła w mojem życiu. Ale skoro już wszedłem, muszę wytrwać do końca.
— A gdybym ci odmówił pomocy?
— Komitet bretoński przewidział i to — odrzekł z uśmiechem Gaston.
— I cóż postanowił?
— Obejść się bez tej pomocy.
— Więc twoje postanowienie?
— Jest nieodwołalne.
— Powiedziałem wszystko, co uważałem za potrzebne powiedzieć — zaczął Regent — ale ponieważ chcesz koniecznie, rób, jak ci się podoba.
— Zdaje mi się, że Wasza Dostojność pragnie się wycofać? — zagadnął Gaston.
— Czy masz jeszcze coś więcej do powiedzenia?
— Dziś nie, ale jutro, pojutrze...
— Masz przecież kapitana: uwiadomiony przez niego przyjmę cię, ilekroć zażądasz.
— Wasza Dostojność! — przemówił Gaston stanowczo. — Żadnych pośredników w tym rodzaju! Wasza Dostojność i ja, pomimo różnicy zasług i stanowiska, jesteśmy równi wobec rusztowania, które nam zagraża. Niech mi więc wolno będzie porozumiewać się z tobą, Mości książę, ilekroć będę potrzebował.
Regent zastanowił się.
— Dobrze — odpowiedział po chwili — Pisz do mnie pod adresem: „pana Andrzeja,“ na poste restante, oznacz godzinę, jaka ci będzie dogodna, a stawię się tutaj.