„Mój drogi, godzę się na twoje zdanie; być może, że miałeś słuszność; w każdym razie obawiam się... Powóz zajechał, pani Desroches zmusza mnie do wyjazdu; chciałam się oprzeć, zamknięto mnie w pokoju. Na szczęście, jakiś wieśniak przejeżdżał, dałam mu dwa dukaty i przyrzekł mi doręczyć ci ten list. Za dwie godziny wyjeżdżamy do Paryża. Po przyjeździe postaram się przesłać ci mój adres, choćbym miała wyskoczyć przez okno... Bądź spokojny: ta, która cię kocha, pozostanie godną ciebie.
— Więc się nie pomyliłem! — zawołał Gaston, po skończeniu listu. — O ósmej pisała, więc musiała już przyjechać do Paryża. Panie Bourguignon! Dlaczego nie oddano listu zaraz?
— Wielmożny Pan spał, czekaliśmy, aż się obudzi — odrzekł z wielkiem ugrzecznieniem Tapin.
Nie można było nic na to odpowiedzieć zresztą. Gaston zastanowił się, że zbytecznem uniesieniem może ściągnąć na siebie podejrzenie; powściągnął więc gniew, tylko postanowił oczekiwać na rogatkach Heleny, która prawdopodobnie nie dojechała jeszcze do Paryża.
Ubrał się z pośpiechem, przypasał szpadę i powiedział do pana Tapin:
— Jeżeliby kapitan La Jonquiére przyszedł po mnie, proszę mu powiedzieć, że powrócę o dziesiątej.