Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/201

Ta strona została przepisana.

— O! nie... Tego błazna każemy powiesić, gdy nam nie będzie potrzebny; ale teraz trzeba go jeszcze oszczędzać.
— A ten kapitan, kto on jest?
— Wasza Dostojność spotkał go przed tygodniem na ulicy Saint-Honoré, w pewnym domu...
— Co ty gadasz?
— Widzę, że będę musiał dopomódz Waszej Królewskiej Wysokości, która ma tak krótką pamięć!
— Mów, błaźnie!
— Wyszedłeś Mości książę tydzień temu w nocy, przebrany za muszkietera, w towarzystwie panów de Nocé i de Simiane.
— Co dalej?
— Wasza Dostojność jadł wieczerzę w tym domu. Wówczas to jakiś oficer, przez pomyłkę zapewne, zaczął dobijać się do drzwi tak gwałtownie, że książę wyszedł i złajał natrętnika, który go nadszedł tak nie w porę. Natrętnik, niecierpliwej natury, wziął się do szpady, a Jego Dostojność, który nigdy nie unika awantur, wyciągnął też swoją i stawił czoło oficerowi.
— Jakiż był koniec? — zapytał Regent.
— Że książę dostał lekkie draśnięcie w ramię, a jego przeciwnik w piersi.
— Mam nadzieję, że rana nie jest niebezpieczna? — zapytał żywo Regent.
— Nie: ostrze ześlizgnęło się po żebrach.
— Tem lepiej!