Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/209

Ta strona została przepisana.

— Ojciec nic tu nie ma do czynienia, a tem mniej pani!
Słowa te, wyrzeczone z królewską dumą, zgnębiły panią Desroches; cofnęła się milcząca i nieruchoma, tak samo, jak służba, obecna przy tej scenie.
— I cóż? — zapytała Helena. — Rozkazałam otworzyć drzwi: czy nikt nie spełni mojego rozkazu?
Nikt się nie poruszył: służba czekała rozkazu pani Desroches. Helena uśmiechnęła się wzgardliwie, a nie chcąc narażać swojej powagi wobec służby, zrobiła ruch tak rozkazujący, że pani Desroches usunęła się od drzwi, które zasłaniała, i zostawiła jej wolne przejście.
Helena zeszła na dół powoli, spokojna i, dumna, a za nią pani Desroches, zdumiona taką stanowczością dziewczęcia, które zaledwie od dwóch tygodni opuściło mury klasztorne.
— Istna królowa! — szepnęła panna służąca.
Helena przeszła przez dziedziniec i kazała otworzyć drzwi; na progu stał Gaston.
— Chodź pan! — zawołała Helena.
Gaston wszedł. Drzwi zamknęły się, a oni weszli razem do pokojów na parterze.
— Wezwałaś mnie, Heleno, i przybyłem na wezwanie — przemówił Gaston. — Czy masz jakie powody do obawy? Czy jakie niebezpieczeństwo ci grozi?
— Rozejrzyj się sam i osądź — odpowiedziała Helena.