— Co! — krzyknęła ochmistrzyni, zrywając się z krzesła, jakby wysadzona miną. — Pani wyjeżdża z kochankiem?
— Mylisz się pani — odpowiedziała Helena z godnością. — To nie kochanek, to mój mąż!
Pani Desroches opadły z przerażenia kościste ręce.
— A jeżeli — mówiła dalej Helena — jeżeli ten, kto mnie tu sprowadził, zechce się widzieć ze mną, proszę mu powiedzieć, że chociaż wychowana na prowincyi w klasztorze, domyśliłam się zasadzki, że uciekam i że, choćby mnie odnalazł, zastanie przy mnie opiekuna i obrońcę.
— Nie wyjdziesz ztąd pani! — krzyknęła pani Desroches — choćby mi przyszło użyć siły!
— Spróbój pani! — odpowiedziała Helena z miną i tonem królowej.
— Picard! Couturier! Blanchot! — zawołała pani Desroches.
Wpadło trzech służących.
— Zabiję każdego, kto mi zastąpi drogę! — powiedział zimno Gaston, wydobywając szpadę.
— Co za szalona głowa! — zawołała pani Desroches. — O! tu można zaraz poznać krew panien de Chartres i de Valois!
Gaston i Helena usłyszeli jej słowa, lecz nie zrozumieli znaczenia.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/214
Ta strona została przepisana.