— Gdyby to był kto inny, nie pozwo łbym na to. Ale widząc, jaki on jest, mówię: „spróbujcie, Mości książę!“
— Pewien jesteś, że nie odstąpi od swego?
— Jak najpewniejszy. Tylko, gdy odmówi stanowczo, gdy będziesz już pewien, Mości książę, że trwa on w zamiarze zamordowania ciebie, wtedy wydasz go w moje ręce? Wszak prawda?
— Tak, ale nie tutaj.
— Dlaczego nie tutaj? — Lepiej będzie zaaresztować go w hotelu.
— Niepodobna! Wszyscy w całej dzielnicy mają w pamięci awanturę Bourguingnona nie jestem pewny, czy wierzą tak ściśle w tę jego mniemaną apopleksyę. Lepiej będzie zaaresztować tego młodzieńca tu przed domem. Cicho tu i pusto. Czterech ludzi da mu z łatwością radę; stoją oni w pogotowiu w jednym z pokoi w pobliżu. Przed domem będzie czekał powóz i powiezie go do Bastylii. Jeden pan de Launay będzie o tem wiedział, a na jego dyskrecyi można polegać.
— Rób zresztą, jak chcesz!
— No, a reszta?
— Jaka reszta?
— Nasi Bretoni, tam daleko: Pontcalec, du Couedic, Talhouet i Montlois?
— Nieszczęśliwi! Słyszałeś ich nazwiska?
— Nie troszcz się o nich, Mości książę. W tej chwili wszyscy już są pewnie pod kluczem.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/217
Ta strona została przepisana.