— A kto wydał rozkaz?
— Ja, naturalnie. Nie jestem przecież ministrem od parady. Zresztą, podpisałeś sam, Mości książę.
— Ja!? Czyś oszalał!?
— Przecież tamci nie są mniej winni od tego tutaj: upoważniając mnie do uwięzienia tego młodzieńca, upoważniłeś Wasza Królewska Wysokość do uwięzienia i tamtych.
Dubois spojrzał na zegarek.
— Trzecia godzina. Dopiero jutro rano zostaną uwięzieni.
— Cała Bretonia będzie oburzona, Dubois!
— Ba! przedsięwziąłem środki ostrożności.
— Trybunały bretońskie nie zechcą ich sądzić.
— Przewidziałem i to.
— A jeżeliby ich skazano na śmierć, nie znajdzie się kata do wykonania wyroku, i powtórzy się straszna historya pana de Chalais.
Pamiętaj, że się to będzie działo w Nantes, a Bretoni nie są łatwi w pożyciu!
— To wszystko można załatwić przez komisarzów, których listę mam już ułożoną; wyprawimy z Paryża trzech lub czterech katów, ludzi zręcznych i pamiętających tradycyę kardynała de Richelieu.
— Do stu piorunów! — zawołał Regent. — Rozlew krwi za mojego panowania! Nie lubię tego... Mniejsza o Horna, który był złodziejem, i o Duchauffoura, który był nikczemnikiem, ale ja mam dobre serce, Dubois!
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/218
Ta strona została przepisana.