Helena podała mu rękę, którą Gaston przycisnął do ust, wzruszony mimowoli. Zdawało mu się także, że źle czyni, opuszczając Helenę. Ale otworzono bramę, człowiek siedzący na koźle rozkazał dorożkarzowi, by wjechał, i Gaston uspokoił się, że w tym dziedzińcu, otoczonym murami, nie zagraża Helenie niebezpieczeństwo. Zresztą, nie mógł się już cofnąć. Uścisnął poraź ostatni rękę Heleny, wyskoczył z dorożki i wbiegł szybko na schody, dążąc za przewodnikiem, który, tak jak wczoraj, wprowadził go na korytarz, do drzwi salonu, i cofnął się.
Gaston, pomny, że Helena czeka, zapukał bezzwłocznie.
— Proszę wejść! — przemówił głos księcia.
Gaston poznał odrazu ten głos, który na nim zrobił głębokie wrażenie; otworzył drzwi i stanął przed obliczem naczelnika spisku, ale teraz szedł spokojny i stanowczy, z głową podniesioną do góry, na spotkanie księcia d’Olivarésa.
— Jesteś pan punktualny — przemówił książę. — Spotkanie nasze było naznaczone na dwunastą i oto dwunasta bije.
— Śpieszy mi się, Mości książę — odrzekł Gaston. — Zadanie, które mam przed sobą, cięży mi... obawiam się wyrzutów sumienia... Dziwi to i niepokoi może Waszą Dostojność? Ale uspokój się, Mości książę: wyrzuty będą dla mnie tylko udręczeniem, nie przeszkodą.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/222
Ta strona została przepisana.