Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/224

Ta strona została przepisana.

Gastona była czemś nowem i nieznanem. Zamyślił się głęboko i dodał dla zyskania na czasie:
— Mogę więc liczyć na pana, że się nie cofniesz?
— Bezwarunkowo — odrzekł Gaston, zadziwiony, że książę raz jeszcze powraca do tego samego przedmiotu. — Czekam tylko na ostatnie wskazówki twoje, Mości książę.
— Jakie wskazówki?
— Wasza Dostojność w zamian za moje zwierzenia nie uczynił żadnego zobowiązania?
Książę wstał.
— Dobrze! — powiedział. — Wyjdź pan temi drzwiami i przejdź przez ogród, który otacza dom w około. W powozie, który na ciebie czeka, zastaniesz mojego sekretarza, a on doręczy ci bilet, dający prawo wejścia na posłuchanie u Regenta. Prócz tego daję ci na rękojmię moje słowo.
— To wszystko, czego sobie życzyłem — odrzekł Gaston.
— Czy żądasz pan jeszcze czegoś więcej?
— Tak jest. Przed rozstaniem się z tobą, Mości książę, być może na wieki, pragnąłbym prosić o jedną łaskę.
— Powiedz pan, proszę — odrzekł książę.
— Mości książę — zaczął Gaston — nie dziw się mojemu wahaniu, ale rzecz jest wielkiej wagi. Oddaję na ofiarę moje ciało, ale nie chciałbym poświęcać duszy, która należy najpierw do Boga, a potem do pewnej młodej