— Teraz, Mości książę, jeszcze jedno słowo.
— Mów pan.
— Ta młoda osoba nie wie nic o moich planach i nie zna powodów, które mnie sprowadziły do Paryża — ani nieszczęścia, które nam grozi, bo nie miałem odwagi powiedzieć jej tego. Ty zechciej to uczynić, Mości książę; przygotuj ją do tego ciosu. Ja zaś nie zobaczę jej, aż wtedy, gdy ją będę miał pojąć za żonę.
— Honorem moim zaręczam ci — odrzekł Regent wzruszony niesłychanie — że spełnię wszystko, czego żądasz.
— Teraz jestem już spokojny, Mości książę! — zawołał Gaston, wstając.
— A gdzież ona jest? — zapytał książę.
— Na dole, w powozie, który mnie tu przywiózł. Pozwól mi teraz odejść, Mości książę i powiedz tylko, gdzie ją umieścisz?
— Tutaj. W tym domu nie mieszka nikt, będzie to więc dla niej miejsce zupełnie odpowiednie.
— Mości książę! — powiedział jeszcze na pożegnanie Gaston — czuwaj nad nią, jak nad własnem dzieckiem!
Po tych słowach odszedł. Regent wyglądał za nim przez okno korytarza, dopóki nie stracił go z oczu, poczem wrócił do salonu, gdzie już zastał czekającego Dubois.
Dubois był tak widocznie rozradowany, że nie uszło to uwagi Regenta, który popatrzył
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/226
Ta strona została przepisana.