na niego badawczo, usiłując odgadnąć, co się dzieje w duszy tego drugiego Mefistofelesa.
— Na koniec jesteś oswobodzony, Mości książę — przemówił pierwszy Dubois.
— Tak, tylko nie podoba mi się sposób użyty do tego. Nie lubię odgrywać ról w twoich komedyach.
— Być może, ale sądzę, że nieźle-by było, gdybyś mi czasami dał jaką rólkę w swoich przedstawieniach.
— Cóż to znaczy? Co nowego wytropiłeś?
— Odkryłem, że jesteś biegły w sztuce udawania, Mości książę.
— Nie rozumiem ciebie.
— A zatem odkryłem córkę, Mości książę.
— Jaką?
— Ah! prawda... Mamy tak dużo córek... Najpierw ksienię w Chelles, potem panią de Berri, następnie pannę de Valois, nie mówiąc o innych, zamałych jeszcze, żeby je wspominać. Ale ja mam na myśli ten śliczny kwiatek z Bretonii, tę niewinną istotę, którą należało usunąć od zatrutego oddechu obmierzłego Dubois, zdolnego samem spojrzeniem skazić jej niewinność. I zamiast niego wybrałeś tego godnego, cnotliwego, dobrego Noce, który pożyczył ci swego domu.
— O! o! — zawołał Regent — dowiedziałeś się i o tem?
— A co to za dom! Równie niewinny i cnotliwy, jak jego właściciel. To też, usuwawając młode dziewczę od zepsucia światowe-
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/227
Ta strona została przepisana.