niemal dowodów, ażeby obawa stłumiła miłość, powstającą w mojem sercu.
— Nie rozumiem cię, pani; mów jaśniej. Jakże się mogłaś obawiać tego człowieka, który ci okazywał tak głębokie, ojcowskie przywiązanie?
— Dom, do którego mnie przywieziono, miał taki pozór, że zaczęłam od tej chwili podzielać obawy Gastona. Ta miłość ojcowska była widocznie wybiegiem zwodziciela. Nie miałam nikogo na świecie prócz Gastona i napisałam, wzywając go, by przyszedł.
— Więc opuściłaś ten dom z obawy uwodziciela, a nie dla połączenia się z kochankiem? — zawołał książę uszczęśliwiony.
— Tak, bo gdybym była mogła uwierzyć, że jest istotnie moim ojcem ten człowiek, którego raz tylko widziałam i który się osłaniał taką tajemnicą, nie byłabym uczyniła nic podobnego.
— Drogie dziecię! — szepnął Regent, a głośno dodał: — Mów pani dalej. Więc Gaston...
— Gaston powiedział, że jest ktoś, kto ma względem niego pewne obowiązki i zechce podjąć się opieki nademną. Przywiózł mię tutaj i polecił czekać na siebie. Czekałam przeszło godzinę. Nakoniec, obawiając się, czy nie zaszło coś złego, przyszłam tutaj.
Regent zasępił się.
— Tak więc — zaczął — to jego wpływ skłonił cię do ucieczki, jego obawy obudziły twe
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/235
Ta strona została przepisana.