— Tak. Przejdźmy do twojego gabinetu.
Regent wszedł pierwszy, za nim Dubois z teką, przygotowaną zawczasu w tym celu.
Wszedłszy do gabinetu, Regent obejrzał się.
— Czy jesteśmy tu dobrze zabezpieczeni?
— Drzwi są podwójne, a mury mają dwie stopy grubości.
Regent rzucił się na fotel i zadumał głęboko.
— Księże — przemówił po chwili tonem stanowczym i surowym — czy de Chanlay jest już w Bastylii? — Powinien już tam być od półgodziny.
— Więc napisz do pana de Launay. Życzę sobie, żeby de Chanlay został natychmiast wypuszczony na wolność.
Dubois widocznie spodziewał się tego. Nie wymówił ani słowa, tylko położył tekę na stole i wydobywszy z niej akta, zaczął je najspokojniej przeglądać.
— Słyszałeś mnie? — zapytał Regent po chwili.
— Słyszałem.
— Więc zrób to, co powiedziałem.
— Niech Wasza Królewska Wysokość napisze sam — odrzekł Dubois.
— Dlaczego?
— Bo nikt mnie nie zmusi do podpisania wyroku zguby na Waszą Królewską Wysokość.
— Zawsze piękne słowa! — zaniecierpliwił się Regent.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/242
Ta strona została przepisana.