poddać pod rozpoznanie większości. Ja jestem tego samego zdania, co i Montlouis.
— To, co powiedziałem — dodał Montlouis — nie jest dowodem obawy, ale nie chciałbym wchodzić w paszczę wilka, którego możemy z czasem okiełznąć.
— Znamy cię zadobrze, Montlouis — odpowiedział Pontcalec — żeby cię posądzić o tchórzostwo. Przyjmujemy twój wniosek i poddajemy pod sąd.
I Pontcalec ze zwykłym spokojem wygłosił słowa, od których zależało jego życie i jego towarzyszów.
— Niech ci, którzy chcą za pomocą ucieczki ocalić się od niepewnego losu, jaki nas czeka, podniosą rękę do góry!
Du Couedic i Montlouis podnieśli ręce.
— Dwa głosy przeciwko dwom — zrobił uwagę Montlouis — więc nie może być przewagi z żadnej strony. Niech więc każdy idzie za swojem natchnieniem.
— Tak — odrzekł Pontcalec ale wiecie, że jako prezydujący, mam dwa głosy?
— Masz słuszność — odrzekł du Couedic i Montlouis.
— Niechaj ci, którzy chcą pozostać, podniosą rękę — rozkazał Pontcalec.
I on i Talhouet podnieśli ręce, a ponieważ Pontcalec miał głos podwójny, przewaga przy nich pozostała.
— Zdaje się, że byliśmy w błędzie — powiedział Montlouis — ja i ty, Couedic. Teraz,
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/254
Ta strona została przepisana.