margrabio, wydawaj rozkazy, jesteśmy gotowi.
— Patrzcie, co ja zrobię — odrzekł Pontcalec — a potem zrobicie, co zechcecie.
Poszedł prosto do swego domu, a jego trzej towarzysze za nim. Stanąwszy przed drzwiami domu, poklepał żołnierza po ramieniu.
— Mój przyjacielu — powiedział — wezwij tu oficera.
Żołnierz zaniósł rozkaz sierżantowi, który zawiadomił oficera.
— Czego sobie życzycie panowie? — zapytał oficer.
— Chcę wejść do siebie.
— Któż pan jesteś?
— Margrabia de Pontcalec.
— Cicho! — szepnął oficer. — Uciekajcie, nie tracąc chwili; jestem tu przysłany po to, żeby was uwięzić!
Potem dodał głośno, odpychając margrabiego.
— Nie wolno wchodzić.
Linia żołnierzy zamknęła wejście do domu. Pontcalec wziął za rękę oficera, uścisnął i powiedział:
— Jesteś dzielny chłopiec, kapitanie, ale muszę wejść do domu. Dziękuję! niech ci Bóg nagrodzi!
Oficer, zdumiony, kazał rozstąpić się żołnierzom, i Pontcalec z trzema towarzyszami wszedł na dziedziniec. Rodzina jego, zebrana w przedsionku, na jego widok zaczęła wydawać okrzyki przerażenia.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/255
Ta strona została przepisana.