Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/266

Ta strona została przepisana.

wemi deskami, jak można najściślej, potem kat wsuwa jeden z klinów, ot! ten naprzykład, między kolana i wbija go młotem — po pierwszym, drugi grubszy i tak coraz dalej. Jest ich osiem do badania zwyczajnego, — dwa dodatkowe najgrubsze do nadzwyczajnego. Ale te kliny, kawalerze, miażdżą kości jak szkło i rozdzierają ciało z niesłychanym bólem.
— Dość tego! panie! — zawołał Gaston — chyba, że pan chcesz podwoić męczarnię tymi opisami. Ale jeżeli, przez uprzejmość to czynisz, by mi ułatwić wybór, wybierz sam ten rodzaj tortury, który uśmierci mnie w najkrótszym czasie, a będę ci bardzo wdzięczny!
D’Argenson rzucił na młodzieńca spojrzenie, w którem przebijało się uwielbienie dla jego siły charakteru.
Zaczekaj pan. Powiedz, co wiesz, do dyabła! a oszczędzimy ci badania.
— Nie powiem nic, panie, bo nic nie wiem.
— Nie udawaj Spartanina, wierzaj mi. Przy torturach krzyczy się bardzo głośno, ale w przerwie pomiędzy krzykami mówi się potrosze.
Jego mina stanowcza, pomimo bladości i lekkiego nerwowego drżenia, dała panu d’Argenson pojęcie o więźnia. Miał on duże doświadczenie w tych rzeczach i mylił