Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/270

Ta strona została przepisana.

Francyi sądziłeś, że pożeram żywcem moich więźniów nieprawdaż.
— Nie, panie — odrzekł Gaston z uśmiechem — lecz wyznaję, zasądziłem przez chwilę, iż nie będę miał zaszczytu korzystania dziś z pańskich zaprosin. Czy to jest zwyczajem pańskim dla dodania apetytu zaproszonym wyprowadzać ich na przechadzką do...
— Prawda — przerwała mu panna de Launay. — Wszak to pana prowadzono na tortury.
— Nie bierz mi pan za złe, kawalerze — odezwał się gubernator — te rzeczy nie należą do mnie. Dzięki Bogu jestem oficerem, nie sędzią. Moim obowiązkiem jest strzedz pana i uprzyjemnić panu pobyt w bastylii. Do pana d’Argenson należą tortury i egzekucye wszelkiego rodzaju. Czy mogę panu podać rękę? — zapytał, zwracając się do panny de Launay, gdy służba otworzyła drzwi do jadalni. — Daruj kawalerze dumesnil, jestem gospodarzem i korzystam z moich przywilejów. Do stołu panowie, proszę bardzo!
— Okropna to rzecz więzienie!— odezwał się, zawijając koronkowe mankiety, książę de Richelieu, siedzący pomiędzy panna de Launay a hrabią de Laval — niewola, kajdany, rygle, łańcuchy!