— Mówią, że jestem tu z powodu nadużywania tego języka — odrzekł Gaston.
— Panowie — upominał gubernator — jeśli powrócimy do polityki, będę zmuszony odejść od stołu, chociaż to zaledwie początek obiadu a byłoby wam przykro pozostać samym po mojem odejściu.
Dzięki upomnieniom gubernatora, reszta obiadu, upłynęła spokojnie. Więźniowie, dla których te zebrania były wielką rozrywką, zaczęli mówić o czem innem, a Gaston musiał przyznać, że ten obiad w Bastylii był jednym z najprzyjemniejszych obiadów w jego życiu.
Po skończonym obiedzie gubernator kazał poodprowadzać więźniów, dziękujących mu za gościnność, a nie wiedzących, że sąsiednie sale pełne były żołnierzy, strzegących tak pilnie, że podczas obiadu podanie najmniejszego świstka było niepodobieństwem. Gaston był zdumiony: życie w więzieniu, o którem mówiono ze zgrozą, przeciwieństwo tego wesołego zebrania z salą tortur, z której wrócił przed godziną, wszystko to wydawało mu się jakby bajką.