mi. Nie podlegało wątpliwości, że dzwonienie i pukanie pochodziło od sąsiadów i miało jakieś znaczenie. Chcąc wpuścić trochę światła Gaston poszedł do okna i odsunął zielone sukienne firanki, nieprzepuszczające promieni księżyca. Wtedy spostrzegł jakiś przedmiot wiszący na sznurku i kołyszący się przed kratami okna.
— Dobrze! — pomyślał. — Będę miał jakieś zajęcie. Ale dzwonek ma pierwszeństwo; nim trzeba się najpierw zająć.
Powrócił do kominka, wyciągnął rękę i pochwycił sznurek z zawieszonym na końcu dzwonkiem. Pociągnął za dzwonek i poczuł opór.
— Jesteś tam? — zapytał głos z komina.
— Jestem — odpowiedział Gaston — czego chcecie odemnie?
— Do licha! chcę porozmawiać!
— Doskonale! — zawołał Gaston. — Rozmawiajmy!
— Wszak pan jesteś kawaler Gaston de Chanlay, z którym miałem zaszczyt obiadować dziś u pana de Launay?
— Nieinaczej.
— Zatem może zechcesz mi pan odpowiedzieć, jak stoją sprawy w Bretanii?
— Jak stoją? Siedzą w Bastylii.
— Bardzo dobrze! — odpowiedział głos z nieukrywaną radością.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/276
Ta strona została przepisana.