Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/278

Ta strona została przepisana.

— Naturalnie, porozumiewamy się w ten sposób, gdy nie możemy rozmawiać wprost tak, jak teraz ja z panem.
— Więc może pan raczy dać mi klucz do tego pukania.
— To nic trudnego. Każda litera ma swoje miejsce w alfabecie: liter jest dwadzieścia cztery. Jedno uderzenie oznacza A — dwa uderzenia B — trzy uderzenia C i tak dalej...
— Rozumiem; ale, że rozmowa w ten sposób musi iść bardzo wolno, a przed mojem oknem wisi sznurek, zdradzający zniecierpliwienie, odpukam mojemu sąsiadowi na znak, że go usłyszałem, i odczepię sznurek.
— Ah! idź pan! idź! błagam o to... Ten sznurek, o ile mi się zdaje, jest dla mnie bardzo ważny. Ale przedtem zapukaj pan w podłogę trzy razy; w tutejszym języku znaczy to: „bądź cierpliwy!“ Więzień będzie czekał, dopóki mu nie dasz nowego znaku.
Gaston uderzył trzy razy nogą od krzesła i pukanie uciszyło się. Korzystając z tej przerwy, poszedł do okna. Nie było to łatwą rzeczą sięgnąć przez kraty osadzone w murze, mającym pięć do sześciu stóp grubości, lecz Gaston przysunąwszy stół do okna, uczepił się jedną ręką kraty, a drugą schwycił sznurek i uczepioną na końcu paczkę. Gaston pociągnął ją ku sobie i, choć z trudnością, zdołał przesunąć przez kraty.
Był w niej słoik z konfiturami i książka. Na papierze, w który owinięty był słoik, było