— Cicho bądź, szatanie!
— Zkądinąd — mówił dalej Dubois — miłostki księżny de Berri, dzięki wykrzykiwaniu księdza rektora od świętego Sulpicyusza, zaczynały robić więcej hałasu, niż przystoi; był to skandal publiczny, a to małżeństwo sekretne, jutro całemu Paryżowi ogłoszone, stłumi go z kretesem. Nikt nie będzie miał nic do powiedzenia przeciw temu, nawet wasza książęca mość; stanowczo, miłościwy panie, rodzina wasza przychodzi do porządku.
Książę zaklął straszliwie i głośno, na co Dubois odpowiedział tym śmiechem, którego by mu pozazdrościł Mefistofeles.
— Cicho tam! — zawołał szwajcar, który nie wiedział, od kogo wychodzi hałas, a chciał, iżby nowożeńcy nie uronili ani jednego słowa z pobożnej egzorty, którą do nich zwracał kapelan.
— Uciszmy się! miłościwy panie — powtórzył Dubois — widzicie, że sprawiamy zamieszanie w obrzędzie.
— Zobaczysz — odparł książę — że jak się nie uciszymy, to ona każe wyrzucić nas za drzwi.
— A cichożeż! — powtórzył szwajcar, uderzając o płyty podłogi końcem halabardy, podczas gdy pani Berri wysłała pana de Mouchy, aby się dowiedział, zkąd pochodzi ten hałas.
Pan de Mouchy spełnił rozkaz księżnej, a spostrzegłszy w cieniu dwóch ludzi, zdają-
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/28
Ta strona została przepisana.