Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/284

Ta strona została przepisana.

Zapytał, jak się nazywam, ale nie miał czasu na nic więcej. Ten sposób rozmawiania jest dowcipny, ale nie bardzo prędki.
Trzeba przebić otwór, wtedy będziecie rozmawiali swobodnie, tak jak my.
— Ale czem przebić?
— Pożyczę panu mojego noża.
— Dzięki! Będzie to w każdym razie roztargnienie?
— Zatem proszę.
Nóż, rzucony w otwór komina, padł u stóp Gastona.
— A teraz może panu oddać dzwonek?
— Tak, bo jutro rano strażnicy zobaczyliby, że go niema, a do rozmowy z margrabia nie potrzeba światła.
— Zapewne, że nie.
Dzwonek powędrował z powrotem na górę.
— A teraz — przemówił głos — ponieważ potrzeba ci coś do popicia po konfiturach, przyślę ci butelkę szampana.
— Dziękuję — odrzekł Gaston — nie pozbawiaj się tego przysmaku, o który ja niebardzo stoję.
— W takim razie prześlij ją, po wywierceniu otworu, margrabiemu, który jest zupełnie innego zdania.
— Dziękuję ci, kawalerze.
— Dobranoc!
Sznurek pojechał w górę. Gaston spojrzał w okno: sznurek znikł.