— Sądzę, iż pana nie obrażę, mówiąc, że się nudzę i tęsknię.
— Jakto! siedząc zaledwie kilka dni?
— Nuda przygniotła mnie od pierwszej chwili.
— Może pan tęsknisz?
Gaston westchnął.
— Może za kochanką? Za swojemi stronami?
— Być może! — odpowiedział Gaston, czując, że coś trzeba powiedzieć.
Gubernator zamyślił się.
— Od czasu, jak jestem gubernatorem Bastylii — przemówił po chwili — jedyne przyjemne chwile, jakie miałem, zawdzięczam usługom, które mogłem oddać więźniom powierzonym mojej opiece. Jestem więc gotów uczynić dla pana wszystko, co będzie możliwe. Mogę panu pozwolić widywać się z ziomkami, a przynajmniej z jednym człowiekiem, który, o ile się zdaje, zna Bretanię.
— Ten człowiek jest tu uwięziony?
— Tak, jak pan.
Gastonowi przeleciało przez myśl, że to właśnie ten więzień przysłał mu bilet.
— Jeżeli pan zechcesz uczynić to dla mnie — powiedział — będę niewymownie wdzięczny.
— Jutro zobaczysz się pan z nim; tylko — ponieważ mam rozkaz trzymania go bardzo surowo, nie będziesz pan mógł widzieć się z nim
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/288
Ta strona została przepisana.