Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/289

Ta strona została przepisana.

dłużej nad godzinę, a że nie wolno mu wychodzić z celi, pan pójdziesz do niego.
— Uczynię wszystko, co pan rozkażesz — odrzekł Gaston.
— Jutro o piątej przyjdą po pana, ja, lub szwajcar, ale pod jednym warunkiem.
— Jakim?
— Że pan zjesz dziś cokolwiek.
— Postaram się uczynić, co można.
Gaston zjadł kawałek kury i wypił odrobinę wina, chcąc się przypodobać panu de Launay.
— Masz pan szczęście! — powiedział mu sąsiad. — Hrabia de Laval miał taką samą myśl, ale jedyną korzyścią, jaką odniósł, było jego przeprowadzenie do baszty Skarbowej, gdzie się nudził śmiertelnie, nie mając do rozmowy nikogo, oprócz aptekarza więziennego.
— Do dyabła! — zawołał Gaston — czemużeś mi pan tego wcześniej nie powiedział?
O oznaczonej godzinie, major w towarzystwie strażnika przyszedł po Gastona, którego przeprowadzono kilka dziedzińców do baszty Skarbowej. W baszcie tej, w celi numer 1, był więzień, do którego wprowadzono Gastona. Człowiek ten spał na żelaznem łóżku, zwrócony twarzą do ściany. Resztki obiadu stały na drewnianym stole, a ubranie jego, podarte mocno, zdradzało człowieka z gminu.
— O! — pomyślał Gaston — czy myślą, że zaprzyjaźnię się z pierwszym lepszym włóczęgą, dlatego, że pochodzi z Rennes lub Pen-