Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/291

Ta strona została przepisana.

— Dzięki mnie? — zawołał La Jonquiére, udając najgłębsze zadziwienie. — Nie żartujmy, bardzo pana proszę!
— Złożyłeś zeznania, zdrajco!
— Oszalałeś chyba, młodzieńcze! Nie w Bastylii, ale w szpitalu waryatów należało cię zamknąć!
— Nie zaprzeczaj pan! Powiedział mi to sam pan d’Argenson.
— Pan d’Argenson! A to wiarogodne źródło! A wiesz pan, co mnie powiedział?
— Co takiego?
— Że pan mnie wydałeś!
— Panie!
— No, i cóż? Czy mamy się pozabijać dla tego, że policya, pełniąca swoje rzemiosło, okłamała nas obu?
— Ale jakim sposobem policya doszła...
— I ja się nad, tem zastanawiam. Ale wiedz pan o tem, że gdybym był porobił zeznania, nie siedziałbym tutaj. Zeznania sprzedaje się, mój panie, i nawet za dobrą cenę, a wiem takie rzeczy, za które Dubois chętnie-by grubo zapłacił.
— Może pan masz słuszność odpowiedział Gaston po namyśle. — W każdym razie możemy błogosławić temu trafowi, który nam pozwolił się zejść.
— Naturalnie.
— Ale nie zdaje się, żebyś pan był uradowany.