Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/293

Ta strona została przepisana.

— A książę — zapytał La Jonquiére — czy także uwięziony?
— Nie wiem; chciałem właśnie zapytać o to pana.
— To mnie niepokoi. Zawiozłeś do niego pewną młodą osobę.
— Pan o tem wiesz?
— O! mój drogi, wie się o wszystkiem. Może to ona co powiedziała? Ah! te kobiety! te kobiety!
— Ta kobieta jest mężna, dyskretna i godna zaufania; odpowiadam za nią, jak za siebie.
— Rozumiem! Kochamy ją, więc jest ona zbiorem doskonałości. Dzielny jednak z ciebie spiskowiec: sprowadzać kobiety do przywódcy sprzysiężenia.
— Ależ, kiedy panu mówię, że nie powierzałem jej żadnych tajemnic i że mogłaby wiedzieć to tylko, coby sama podpatrzyła.
— Kobiety miewają bystre oczy i czułe powonienie. Zresztą, nie mówmy już o tem. A cóż z panem się dzieje? Zostałeś skazany na śmierć?
— Badano mnie, ale nie sądzę, żebym już był skazany.
— Przyjdzie i to z czasem, bądź pan spokojny. A na tortury cię nie brano?
— Nie, ale mało do tego brakowało.
— Więc cię to nie ominie.
— Dlaczego?
— Bo i ja przez to przeszedłem, a byłoby niesprawiedliwością, gdyby nas wyróżniano.