— Jesteśmy zupełnie różni ludzie — dodał kapitan. — Czy słyszałeś pan kiedy, żebym wzdychał?
— Jeżeli zginę — odezwał się Gaston — książę zaopiekuje się Heleną.
— A jeżeli i jego uwiężą? Cóż wtedy?
— Bóg ją będzie miał w opiece.
La Jonquiére potarł nos.
— Jesteś jeszcze bardzo młody — powiedział.
— Mów pan wyraźniej.
— Przypuśćmy, że Jego Dostojność nie dostanie się do więzienia?
— Wtedy?
— W jakim wieku jest książę?
— Czterdzieści kilka lat, jak sądzę.
— Przypuśćmy, że książę zakocha się w Helenie?
— Świat jest przepełniony nikczemnością!
— Nie chcę nawet przypuszczać podobnej myśli!
— Nie każę ci o tem myśleć — powiedział z szatańskim uśmiechem kapitan. — Poddaję ci tylko tę myśl; rób z nią, co zechcesz.
— Cicho! — szepnął Gaston. — Idą!
— Widocznie czas przeznaczony na naszą rozmowę upłynął.
Kapitan rzucił się z pośpiechem na łóżko.
Zaskrzypiały zasuwy, otworzyły się pierwsze drzwi, potem drugie i wszedł gubernator.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/295
Ta strona została przepisana.