— Uspokój się, margrabio — powiedział — mam wszelkie dane do przypuszczenia, że to o mnie była mowa.
— Do dyabła! mój drogi kawalerze, to żadne uspokojenie. Raz dlatego, że w więzieniu przyjaźń zawiązuje się szybko, więc byłbym w rozpaczy, gdyby ci się zdarzyło nieszczęście; powtóre, że gdyby to zdarzyło się tobie, mogłoby się zdarzyć i któremu z nas, bo nasze sprawy są podobne.
— I sądzisz pan, że panna de Launay mogłaby nas objaśnić? — zapytał Gaston.
— Naturalnie. Okna jej pokoju wychodzą na Arsenał.
— Więc cóż?
— Byłaby zauważyła, gdyby zaszło coś nowego.
— Właśnie puka do mnie w tej chwili — zawołał Gaston.
Istotnie panna de Launay zapukała po dwakroć, co miało znaczyć: „Baczność!“
Gaston odpowiedział jednem uderzeniem, co znaczyło:
— Słucham!
Poszedł do okna otworzył je. W chwilę potem spuścił się sznurek z umocowanym listem. Gaston odczepił list i poszedł do otworu.
— I cóż? — zapytał margrabia.
— List — odrzekł Gaston.
— Co pisze?
— Nie wiem; prześlę list kawalerowi Dumesnil, który mi powie, co w nim jest.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/300
Ta strona została przepisana.