cy, to nie dlatego, żeby ci przeszkodzić w o-bronie, tylko, żeby nie ujawniać pobłażliwości, jaką się w twojej sprawie sąd powodował.
— Oceniam łaskawość sądu — odparł Gaston — i składam za nią dzięki. Nie mam jednak nic do powiedzenia na swoją obronę.
— Nie żądasz więc ani świadków, ani dowodów, ani zwłoki?
— Żądam tylko wyroku, nic więcej.
— Kawalerze! — upomniał d’Argenson. Dla własnego twego dobra, proszę, nie odmawiaj zeznań.
— Nie mam nic do wyznania; chciałbym jedynie wiedzieć, o co jestem obwiniony?
— Mogę to panu powiedzieć: przybyłeś pan do Paryża, wysłany przez sprzysiężonych w Nantes, w celu zamordowania Regenta. Zwróciłeś się do niejakiego La Jonquiére, uczestnika spisku, skazanego obecnie tak samo jak pan.
Gaston poczuł, że blednie, bo to, co oskarzyciel mówił, było prawdą.
— Gdyby tak było w istocie — odezwał się w końcu — nie wiedziałbyś pan o tem, bo nikt, mający zamiar dopuścić się zbrodni, nie wyznaje tego przed czasem.
— Tak, ale jego wspólnicy wyznają za niego.
— Więc to ma znaczyć, że La Jonquiére mnie zdradził?
— Mowa tu nie o kapitanie, lecz o innych.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/303
Ta strona została przepisana.