Twarz Gastona rozpromieniła się: poraz to pierwszy dopiero usłyszał tak słodkie słowa z ust swojej ukochanej. Zastanowił się przez chwilę, jak gdyby ważył jakąś myśl i przemówił, biorąc ją za ręce:
— Mylisz się Heleno, mylisz się, bo możesz dużo dla mnie uczynić.
— A cóż mogę uczynić, mój Boże!
— Możesz się zgodzić na to, by zostać moją żoną — powiedział Gaston, patrząc na nią badawczo.
Helena zadrżała.
— Ja, twoją żoną? — zawołała.
— Tak, Heleno. Możemy teraz, w więzieniu, wykonać zamiar ułożony za czasów wolności. Heleno! bądź moją żoną wobec Boga i ludzi, moją żoną na tym i na drugim świecie moją żoną teraz i na wieki! Jedno słowo może! tego dokonać: czy uważasz, że to mało?
— Gastonie — przerwała Helena, wpatrując się bacznie w młodego człowieka — ty coś przedemną ukrywasz!
Gaston teraz zadrżał z kolei.
— Ja? ~ zawołał. — Cóżbym miał ukrywać?
— Powiedziałeś mi, że widziałeś wczoraj pana d’Argenson.
— Więc cóż?
— Gastonie — dodała Helena, blednąc — zostałeś skazany!
Gaston powziął nagłe postanowienie.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/321
Ta strona została przepisana.