— Tak — powiedział — zostałem skazany na wygnanie, a będąc samolubem, chciałbym cię połączyć z sobą nierozerwalnym węzłem, zanim opuszczę Francyę.
— Gastonie — nalegała Helena — czy to prawda, co mi mówisz?
— Prawda. Czy zdobędziesz się na odwagę, Heleno, i czy zechcesz zostać żoną skazanego? Podzielić z nim wygnanie?
— Pytasz mnie o to, Gastonie! — zawołała Helena z roziskrzonemi oczami. — Wygnanie! O! dzięki ci Boże! Więc będę mogła ci towarzyszyć, nie odstępować cię! Ależ to prawdziwe szczęście podobny wyrok, wobec tego, czego mogliśmy się obawiać! O! Gastonie! Gastonie! jeszcze możemy być szczęśliwi!
Gaston wziął ręce Heleny i okrywał je pocałunkami.
— Czy naznaczono ci miejsce wygnania? — pytała Helena. — Kiedy pojedziesz? Wszak pojedziemy razem, nieprawdaż? Odpowiedz-że mi!
— Heleno — odrzekł Gaston — to rzecz niemożebna. Musimy się rozłączyć, przynajmniej chwilowo. Mam być odwieziony do granicy, ale nie wiem jeszcze do której; raz wyjechawszy z granic Francyi, będę już wolny i wtedy ty do mnie przyjedziesz.
— Lepiej jeszcze zrobimy Gastonie! — zawołała Helena. — Dowiem się od księcia, dokąd zostaniesz wysłany, i zamiast jechać za tobą, pojadę zawczasu i będę tam na ciebie
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/322
Ta strona została przepisana.