Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/33

Ta strona została przepisana.

— Owoż jutro, mości książę, będziemy wiedzieli, z kim mamy do czynienia.
— O! wielki mi interes! — odmruknął książę.
— Więc wasza książęca mość sądzi, że on wyjdzie z honorem?
— Słuchaj-no kapcanie, czy ty wiesz, że zaczynasz mnie ubliżać? Myślałby kto, iż jest jakąś rzeczą niepodobną wzbudzić miłość w człowieku mojej krwi, a cudem nadzwyczajnym włożyć szpadę do rąk księciu mego nazwiska. O! mój kochany Dubois, tyś się klechą urodził i klechą umrzesz.
— O, bynajmniej, miłościwy panie! — zawołał Dubois — daj go katu! pretenduję do czegoś lepszego.
Książę zaczął się śmiać.
— No, ty masz przynajmniej ambicyę, nie tak, jak ten niedołęga Ludwik, który nie pożąda niczego; a ta twoja ambicya bawi mnie tak, iż nie możesz sobie wyobrazić.
— Doprawdy? — rzekł Dubois — nie myślałem, żebym był takim trefnisiem.
— O! to tylko była skromność z twojej strony, bo w gruncie jesteś najtrefniejszem stworzeniem na ziemi, jeśli nie najprzewrotniejszem; to też przysięgam ci, że w dniu, w którym ty zostaniesz arcybiskupem..
— Kardynałem, mości książę.