— Naturalnie.
— Więc radzę ci spełnić mój rozkaz.
— Jestem na rozkazy Waszej Dostojności — powiedział gubernator.
— Więc rzecz ułożona; zastanę wszystko gotowe?
— Przyrzekam to.
— Żegnam pana panie de Launay.
De Launay wyszedł, kłaniając się.
— A teraz — szepnął Dubois — ze mną sprawa, Mości książę! Chcesz wydać zamąż córkę, ale nie znajdziesz zięcia.
. | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . | . |
W tej samej chwili, gdy Gaston przesyłał kawalerowi Dumesnil list panny de Launay, usłyszał kroki w korytarzu; ostrzegł go więc, by przestał mówić, zapukał ostrzegająco do margrabiego de Pompadour, zgasił światło i rzucił ubranie na krzeszło, jak gdyby się zaczynał rozbierać.
Otworzyły się drzwi i wszedł gubernator. Ponieważ nie miał on zwyczaju odwiedzać w takiej porze więźniów, Gaston spojrzał na niego badawczo i zdawało mu się, że jest on zmieszany. Gubernator wziął światło z rąk strażnika i odesłał go, chcąc sam pozostać z więźniem. Gaston widział, że ręka gubernatora drżała, gdy stawiał światło na stole.
Strażnicy odeszli, lecz pod drzwiami stanęli żołnierze. Dreszcz przebiegł Gastona; te przygotowania miały pozór złowieszczy.