Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/335

Ta strona została przepisana.

— Kawalerze — zaczął gubernator — jesteś mężczyzną i powiedziałeś, że chcesz, żebym cię traktował jak mężczyznę. Dowiedziałem się, że wczoraj wieczorem przeczytano ci wyrok.
— I przyszedłeś pan, żeby mnie zawiadomić, iż nadeszła godzina wykonania wyroku, nieprawdaż? — zapytał Gaston, odzyskując zimną krew wobec niebezpieczeństwa.
— Nie panie; przyszedłem tylko powiedzieć, że się zbliża.
— A kiedy ma się odbyć egzekucya?
— Czy mam powiedzieć wszystko kawalerze?
— Będę panu bardzo wdzięczny.
— Jutro, o świcie.
— A gdzie?
— Na placu Bastylii.
— Panie — przemówił po chwili Gaston — jestem chrześcijaninem, mam nadzieję, że nie odmówią mi spowiednika.
— Już tu jest.
— Czy mogę się z nim widzieć? Za chwilę. Obecnie jest on, jak sądzę, u pańskiego wspólnika.
— U mojego wspólnika? U kogóż to?
— U kapitana La Jonquiére.
— Kapitana La Jonquiére! — zawołał Gaston.
— Został on skazany tak, jak, i pan i egzekucya odbędzie się jednocześnie.
— Nieszczęśliwy — szepnął Gaston. — A ja go podejrzywałem!