— Kawalerze — zaczął z wahaniem gubernator — jesteś pan za młody, by umierać...
— Śmierć nie pyta o lata, Bóg jej nakazuje uderzyć, a ona słucha rozkazu.
— Ale jeżeli można uchylić się od ciosu, jest niemal zbrodnią nie uczynić tego!
— Co pan chcesz powiedzieć! Nie rozumiem.
— Chcę powiedzieć, że pan d’Argenson musiał panu pozostawić nadzieję, jeżeli...
— Dość tego panie! Nie robiłem żadnych zeznań i żadnych nie zrobię!
Ktoś zapukał do drzwi, gubernator poszedł otworzyć. Był to major; przemówił on parę słów do pana do Launay. Gubernator powrócił do Gastona, który stał oparty ręką o poręcz krzeszła, blady, lecz spokojny.
— Panie — powiedział — kapitan La Jonquiére prosi o tę łaskę, żeby mógł poraz ostatni widzieć się z panem.
— A pan mu odmawiasz? — zapytał Gaston, uśmiechając się ironicznie.
— Nie panie; owszem dałem mu to pozwolenie, mając nadzieję, że będzie rozsądniejszy od pana i że może chce się z panem widzieć, by się porozumieć co do zeznań.
— Jeżeli w tym celu chce mnie widzieć, panie gubernatorze, powiedz mu, że ja odmawiam.
— Powiedziałem to panu, ale nie mam żadnej pewności, że tak jest istotnie odparł
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/336
Ta strona została przepisana.