— To dobrze. Dosyć też miałem z tem roboty.
— Zdaje mi się, że to sen!...
— Pamiętasz pan, żeś mnie się pytał, czy się nie zabawiam tak, jak inni, robieniem jakich otworów?
— Tak, ale pan odpowiedziałeś...
— Że ci powiem później. Wszakże to była prawda?
— Bez żadnej wątpliwości. Ale na czem się spuścić?
— Pomóż mi do przeszukania siennika.
— Sznurowa drabinka?
— Właśnie.
— Ale zkąd ją pan masz?
— Przysłano mi ją razem z pilnikiem w pasztecie, tego samego dnia, gdy zostałem uwięziony.
— Kapitanie! jesteś wielki człowiek.
— Wiem o tem, i dobry, bo mógłbym uciec sam.
— A pomyślałeś o mnie!
— Prosiłem o widzenie się z tobą pod pozorem, że się chcę porozumieć co do zeznań.
Wiedziałem, że jak się złakomią, zrobią jakieś głupstwo.
— Śpieszmy się, kapitanie — śpieszmy się!
— Przeciwnie, róbmy rzeczy powoli i ostrożnie; mamy całą godzinę przed sobą, nie ma jeszcze pięciu minut, jak wyszedł gubernator.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/339
Ta strona została przepisana.