Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/345

Ta strona została przepisana.

— Nic, moje dziecię — uspakajał ją książę. Mój sekretarz chce się ze mną rozmówić w jakiejś ważnej sprawie.
— Czy mam ztąd wyjść?
— Tak, na chwilę.
Helena odeszła do swojego pokoju. W tej samej chwili wpadł zadyszany Dubois.
— Zkąd-że wracasz i w takiem przebraniu? — zawołał Regent.
— Zkąd? — powtórzył Dubois — z Bastylii!
— A nasz więzień?
— Co?
— Czy wszystko gotowe do ślubu?
— Wszystko, tylko godziny nie oznaczyłeś, Mości książę.
— Niech będzie jutro o ósmej zrana.
— O ósmej... — powtórzył Dubois, zamyślając się.
— Tak. Nad czem się zamyślasz?
— Liczę, gdzie on będzie.
— Kto?
— Więzień.
— Jakto?
— Tak, jutro o ósmej rano będzie on już o czternaście mil od Paryża.
— Co?!
— Jeżeli będzie jechał tak szybko, jak w chwili, gdyśmy się rozstali.
— Co ty mówisz?
— Mówię, Mości książę, że do ślubu nie brakuje nic oprócz narzeczonego.