— Gastona!
— Tak, który uciekł z Bastylii pół godziny temu.
— Kłamiesz! nikt nie ucieka z Bastylii!
— Przepraszam Waszą Królewską Wysokość; kto jest skazany na śmierć, ucieka zawsze, jeśli może.
— Uciekł, wiedząc, że ma zaślubić jutro tę, którą kocha!
— Życie jest rzeczą miłą i każdy o nie stoi, Mości książę. Zresztą ten przyszły zięć ma wcale ładną głowę i naturalnie chciałby ją utrzymać na karku. Cóż w tem dziwnego?
— Ale gdzież on jest?
— Gdzie jest? Może być, że będę mógł powiedzieć to Waszej Królewskiej Wysokości jutro wieczorem; ale dziś to tylko wiem, że jest daleko, i za to mogę ręczyć, że nie wróci.
Regent zadumał się głęboko.
— Ale naiwność twoja, Mości książę, zdumiewa mnie zawsze; trzeba nie znać serca ludzkiego, żeby módz przypuszczać, iż człowiek skazany na śmierć pozostanie w więzieniu, kiedy może z niego uciec!
— O! ale nie pan de Chanlay! — zawołał Regent.
— No! mój Boże, ten kawaler, ten bohater postąpił jak pierwszy lepszy dureń i, doprawdy, że dobrze zrobił.
— Dobrze! a moja córka?
— I cóż twoja córka, Mości książę?
— Nie przeżyje tego! — powiedział Regent.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/346
Ta strona została przepisana.