— Bynajmniej. Poznawszy go lepiej, pocieszy się po nim i wydasz ją Wasza Królewska Wysokość za jakiego księcia niemieckiego lub włoskiego... za księcia... Modeny naprzykład, którego panna Valois nie chce.
— Dubois! a ja chciałem go ułaskawić!!..
— Sam się ułaskawił, uważając, że to pewniejsze, i doprawdy, jabym zrobił tak samo.
— O! ty!... ty nie jesteś szlachcic; ty nie przysięgałeś.
— Mylisz się, Mości książę! Przysiągłem, że nie dopuszczę Waszej Królewskiej Wysokości do zrobienia głupstwa, i dotrzymałem przysięgi.
— Nie mówmy już o tem ani słowa, nie mówmy Helenie. Ja sam podejmuję się podać jej tę wiadomość.
— A ja przyłapać twojego zięcia.
— Nie! kiedy uciekł, niech z tego korzyrzysta!
Zaledwie Regent wymówił te słowa, rozległ się za drzwiami jakiś hałas i do salonu wszedł z pośpiechem służący, oznajmiając:
— Pan kawaler Gaston de Chanlay.
Słowa te wywarły zupełnie inne wrażenie na obu słuchaczach. Dubois zbladł jak trup i twarz jego skurczyła się z wyrazem gniewu. Regent zerwał się z uniesieniem radości, która pokryła jego oblicze rumieńcem. Na twarzy księcia przebijało się tyle uszczęśliwienia, ile wściekłości na chytrej i spiczastej twarzy pana Dubois.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/347
Ta strona została przepisana.