I wciąż uśmiechając się, wyszedł z pokoju i wsiadł do powozu.
— Wstąpimy do Palais-Royal, ale pamiętaj, że masz tylko kwandrans czasu na dojechanie do Monceaux — powiedział do stangreta.
Stangret ruszył cwałem. W chwili, gdy powóz galopem zajeżdżał przed podjazd, wyjeżdżał z dziedzińca konny posłaniec na galopującym koniu. Dubois, zobaczywszy, że wyjechał, zamknął okno i cofnął się do swoich apartamentów.
Gaston tymczasem jechał do Monceaux. W powozie zastał maskę i domino; maska była czarna, aksamitna, domino fijoletowe, atłasowe. Ubrał się w nie, lecz dopiero wtedy przyszło mu na myśl, że nie ma broni.
Prosto z Bastylii pojechał na ulicę du Bac, a teraz nie śmiał już powracać do swego dawnego mieszkania, do hotelu Muid-d’Amour, z obawy, żeby nie zostać poznanym i uwięzionym. Nie śmiał wstąpić do nożownika, by nie obudzić podejrzeń, kupując puginał. Pomyślał też, że w Monceaux łatwo mu już będzie wystarać się o jakąkolwiek broń. Lecz w miarę, gdy się zbliżał, czuł nie brak oręża, lecz brak odwagi. Odbywała się w jego duszy straszliwa walka: duma i ludzkość walczyły z sobą, i musiał wciąż przypominać sobie swych przyjaciół w więzieniu, skazanych, zagrożonych śmiercią okrutną i hańbiącą, żeby nie wyrzec się swego zamiaru.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/355
Ta strona została przepisana.