W tejże chwili zobaczył niebieskie, aksamitne domino, zbliżające się ku niemu. Za niem szedł jakiś mężczyzna i kobieta, również zamaskowani. Błękitne domino, zauważywszy, że je śledzą, zawróciło, szepnęło parę słów zamaskowanemu mężczyźnie, który schylił głowę z uszanowaniem i zbliżył się do Gastona.
— Wahasz się! — powiedział głos dobrze mu znajomy.
Gaston uchylił domina i pokazał nóż, ukryty pod niem.
— Widzę nóż, który błyszczy, ale i rękę, która drży...
— Tak, tak, to prawda, Mości książę. — Wahałem się, drżałem, gotów byłem uciekać, ale pojawiłeś się tutaj, dzięki Bogu!
— No, a ta wielka odwaga? — zagadnął książę z lekkiem szyderstwem.
— Nie postradałem jej, Mości książę!
— Więc cóż się z nią stało?
— Mości książę, jestem pod jego dachem!
— Tak, ale nie jesteś w cieplarni.
— Czy mógłbyś, Mości książę, pokazać mi go przedtem, ażebym się oswoił z jego obecnością, ażebym rozdmuchał w sobie nienienawiść, jaką mam dla niego bo nie wiem, w jaki sposób odszukać go w tłumie?
— Przed chwilą był tuż przy tobie.
Gaston zadrżał.
— Przy mnie? — powtórzył.
— Tak blizko, jak ja teraz — dodał książę uroczystym tonem.
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/358
Ta strona została przepisana.