Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/361

Ta strona została przepisana.

nie Helena, którą okryję żałobą — o! gdyby nie to, wolałbym rusztowanie z całą jego hańbą! Śmierć na rusztowaniu, to nie kara, to rozgrzeszenie.
— Więc tak! — powiedział książę — widzę, że choć zadrżysz, spełnisz, coś postanowił.
— Nie powątpiewaj o tem, Mości książę: Módl się za mnie, a za pół godziny będzie już po wszystkiem.
Książę drgnął mimowoli, skinął ręką i znikł w tłumie.
Gaston zastał otwarte drzwi na balkon. Wyszedł i przechadzał się przez chwilę, by ugasić na zimnie gorączkę, która pulsowała w jego żyłach, i krew zalewającą mu oczy. Ale ogień, który go trawił, niełatwo było ugasić. Powrócił do galeryi, uszedł kilka kroków, zawrócił i znowu poszedł ku drzwiom; położył rękę na guziku, lecz zdawało mu się, że kilka masek, zgromadzonych w pobliżu, przygląda mu się bacznie; zawrócił raz jeszcze, wyszedł na balkon i usłyszał pierwszą, bijącą na zegarze sąsiedniego kościoła.
— Teraz już czas! — szepnął — cofać się nie można. Boże, polecam ci moją duszę! Żegnam cię Heleno! żegnam!
I ruszył krokiem wolnym, lecz pewnym, przebił się przez tłum, nacisnął guziczek i drzwi otwarły się przed nim cichutko. Obłok zasłonił mu oczy; zdawało mu się, że się znalazł na innym świecie. Wszystko tu było odmienne,