nawet temperatura. Gaston uczuł dreszcz przebiegający mu po ciele. Przypisał to chłodowi panującemu w tej wysokiej sali, napełnionej wspaniałemi, kwitnącemi pomarańczami, magnoliami ze świeżem kwieciem, aloesami o liściach, podobnych do ostrza lanc, i wodzie w basenach, na której drzemały rozłożyste liście wodnych roślin, wodzie tak przejrzystej, że w cieniu wydawała się zupełnie czarna.
Gaston postąpił kilka kroków i zatrzymał się nieruchomy. Zdawało mu się, że jeszcze trudniej iść z zamiarem morderstwa w tę zieleń pełną uroku, wśród bijących w górę wodotrysków, po piasku miękkim, tłumiącym odgłos kroków. Poruszył się po chwili z wysiłkiem i poszedł dróżką, kręcącą się pośród krzewów. Mgła zasłaniała mu oczy; z obawą spoglądał przed siebie lękając się zobaczyć ludzką postać.
Nakoniec, pod katalpą o szerokiem liściu, otoczoną osypanemi kwieciem rododendronami, ujrzał czarne widmo, siedzące na siedzeniu z mchu, pod kląbem róż kwitnących, zwrócone do niego plecami. Serce skoczyło mu gwałtownie, a potem krew uderzyła do głowy, zaszumiało mu w uszach, usta zaczęły drgać, ręka pokryła się zimnym potem, bezwiednie zaczął szukać jakiejś podpory... Czarne domino siedziało wciąż bez ruchu...
Gaston cofnął się mimowoli, lewą ręką przycisnął nóż do boku... Nagle, zdobył się na rozpaczliwy wysiłek i ruszył, otrząsając się
Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/362
Ta strona została przepisana.