Strona:PL Dumas - Kawaler de Chanlay.djvu/372

Ta strona została przepisana.

— Zresztą, nie należysz do mnie. Masz opiekuna, któremu winna jesteś uszanowanie i posłuszeństwo.
— Księciu?
— Tak! O! gdybyś wiedziała, co on uczynił dla mnie... dla nas!...
— Zostawimy do niego list i przebaczy nam.
— Nie! powiedziałby, że jesteśmy niewdzięczni, i miałby słuszność Heleno. Ja pojadę do Bretanii, a ty tu pozostaniesz; zajmiesz się przygotowaniami do ślubu, a gdy powrócę, zostaniesz moją żoną i u nóg twych podziękuję ci za szczęście!
W tej chwili Gaston usłyszał, że bije trzecia, i zadrżał.
— Żegnam cię! — zawołał. — Żegnam!
— Mój Boże! — wybuchła Helena z rozpaczy. — Wiec mnie opuszczasz! Gastonie! Posłuchaj, co ci mówię. Nie zobaczymy się już więcej!
— Biedne dziecię, szalone! — szepnął Gaston, a serce ścisnęło mu się mimowoli.
— Tak, szalona jestem... ale z rozpaczy! — odparła Helena i nagle, jakby po stoczeniu wewnętrznej walki, przycisnęła usta do ust kochanka, obejmując go z czułością. Potem odsunęła go z lekka, mówiąc:
— Idź, Gastonie, idź! Teraz mogę już umrzeć!
Gaston na jej pocałunek odpowiedział gorącemi pieszczotami.